71. ŚWIATOWY DZIEŃ TRĘDOWATYCH

Trąd jest jedną z najstarszych chorób, o której większość mieszkańców, szczególnie krajów rozwiniętych, już zapomniała. Jednak w krajach czy regionach, w których panuje nędza i głód, nadal zbiera ona swoje okrutne żniwo. Choć obecnie, od 1982 roku, medycyna dysponuje możliwością skutecznej terapii, nie poprawia to w sposób istotny sytuacji w tych krajach.
Dokładna liczba chorych na trąd nie jest znana. Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) liczba zarejestrowanych każdego roku i udokumentowanych przypadków trądu oscyluje wokół dwustu tysięcy. Ponad dwadzieścia tysięcy chorych to dzieci poniżej piętnastego roku życia. Wyleczonych z choroby na świecie żyje kilkanaście milionów. Wśród nich ponad dwa miliony to osoby niepełnosprawne. Od kilku lat liczba trędowatych nie zmniejsza się, zwłaszcza w Indiach, które są dziś największym ogniskiem tej choroby.

SŁUGA BOŻY RAOUL FOLLEREAU

Światowy Dzień Trędowatych jest obchodzony od 1954 roku w ostatnią niedzielę stycznia. Jego celem jest zwrócenie uwagi na problem ludzi bardzo nieszczęśliwych i bardzo cierpiących – trędowatych. Kiedy inicjator tego święta, francuski podróżnik, poeta i dziennikarz, obecnie Sługa Boży, Raoul Follereau podczas II wojny szukał schronienia w klasztorze Sióstr Matki Bożej od Apostołów w Vénissieux koło Lyonu, spotkał tam siostrę, która w tym czasie wróciła z Wybrzeża Kości Słoniowej i opowiedziała mu straszną prawdę o sytuacji ludzi dotkniętych przez trąd. Siostra Eugenia gdzieś na obrzeżach Abidżanu widziała kolonie pozostawionych bez żadnej opieki ludzi trędowatych.
Jej opowieść zrobiła na Raoul tak wielkie wrażenie i wzbudziła w nim tak wielką litość, że postanowił zadziałać i pospieszyć z pomocą tym nieszczęśliwym ludziom: izolowanym, wypędzanym i umierającym z głodu wskutek braku i możliwości zdobycia pokarmu. W rozmowie z siostrą zaplanował utworzenie wioski Adzopé, w której trędowaci będą mogli znaleźć schronienie, opiekę i odpowiednie warunki do prowadzenia normalnego życia [por. Liturgia Godzin, https://brewiarz.pl/czytelnia/trad.php3].

APOSTOŁ TRĘDOWATYCH

Choroba ta trapiła ludzkość od niepamiętnych czasów. Problem trędowatych zauważył i spieszył im z pomocą Kościół katolicki. Przez całe stulecia chorzy na trąd znajdowali schronienie przy klasztorach, gdzie zakładano dla nich pierwsze leprozoria. Zakładali je także misjonarze w krajach, w których spotkali się z problemem trądu. Jednym z nich był nasz wielki rodak bł. Jan Beyzym, zwany „Apostołem trędowatych”, który udał się na daleki Madagaskar z zamiarem służenia przede wszystkim tym najnieszczęśliwszym z nieszczęśliwych – ludziom chorym na trąd.
Adam Grzymała-Siedlecki pisał: „Jest w literaturze francuskiej piękny poemat Jules’a Amédée Barbey d’Aurevilly’ego o rycerzu i trędowatym, osnuty na hiszpańskiej legendzie o Cydzie: Cyd pędzi dumnie na pięknym rumaku, w promieniach słońca Andaluzji, które zapala blaski na jego zbroi świecącej od złota. Oto, raptem, na skręcie drogi koń jego staje dęba, przerażony. Spotyka bowiem przedmiot obrzydzenia, istotę ohydną i obrzydliwą – trędowatego. Cyd nie może powstrzymać na jego widok ruchu wyrażającego wstręt. Wkrótce jednak spostrzega on oczy tej nieszczęśliwej istoty ludzkiej, widzi w nich głęboki smutek… I czuje wtedy, że winien temu biedakowi coś więcej prócz rzuconego obola: podaje mu rękę. Nie potrzebuje się obawiać zarazków tej straszliwej choroby, bo ta ręka pokryta jest żelazem. A trędowaty, nie widząc pogardy, przez ten czyn, czuje się jakby podniesiony ze swego upadku… Biedne jego oczy świecą szczęściem. Lecz teraz wobec radości biedaka… rozumie szlachetny rycerz, że nie uczynił jeszcze dosyć – i opowiadanie kończy się słowami: «Zdjął rękawicę i podał mu rękę». Ojciec Beyzym jeden odważny gest Cyda rozłożył na 14 lat codziennego poświęcenia się i każdy z tych dni był równy męstwem jednej, przemijającej chwili z życia Cyda. […] Z pogodą szedł z dnia na dzień coraz dalej w swój Cydowy epos miłosierdzia, nie wiedząc, nie domyślając się nawet, jak wyjątkowym jest człowiekiem” (A. Grzymała-Siedlecki, Jan Beyzym, „Słowo”, nr 2–4, Warszawa 1914).
„Ojciec Jan Beyzym to jedna z najpiękniejszych postaci Kościoła w Polsce. Uformowany w szkole «Ćwiczeń duchownych» św. Ignacego Loyoli, zrealizował dosłownie ewangeliczny ideał: «Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich» (J 15,13). Jego przyjaciółmi stali się najubożsi, a on rzeczywiście «do końca ich umiłował» (J 13,1)” – pisze kard. Stanisław Dziwisz we wstępie do książki autorstwa Doroty Kozioł pt. Polski Samarytanin, która przybliża wspaniałą postać naszego Rodaka, bł. Ojca Jana Beyzyma.

DZIEŁO OJCA BEYZYMA

Ojciec Jan Beyzym wybudował w Maranie dla trędowatych szpital. Budowa trwała prawie dziesięć lat. Ofiary na szpital Ojciec Jan otrzymywał od Rodaków. Chorzy znaleźli w nim ludzkie warunki życia, mieli także odpowiednią opiekę. Ojciec Jan sprowadził z Francji siostry św. Józefa z Cluny i wraz z nimi opiekował się chorymi, których czule nazywał swoimi „czarnymi pisklętami”. Był dla nich bratem, pielęgniarzem, nauczycielem i towarzyszem. Wprowadził dla chorych systematyczną katechezę, uczył ich życia chrześcijańskiego, głosi im rekolekcje. I nie bez rezultatu. Jego podopieczni chętnie się spowiadali, przyjmowali Komunię Świętą. Katechumeni domagali się chrztu i niecierpliwie wyczekiwali tej chwili. Troska i poświęcenie Ojca Jana Beyzyma były tak wielkie, że żaden z jego podopiecznych nie odszedł do wieczności bez wcześniejszej spowiedzi i Komunii Świętej.
Wkrótce po wprowadzeniu się trędowatych do wybudowanego dla nich szpitala w Maranie Ojciec Jan sam podupadł na zdrowiu. W czasie choroby bardzo cierpiał. Na jego ciele powstały odleżyny, nocami jęczał, ale zapytany, czy bardzo go boli, odpowiadał: „Cóż to jest w porównaniu z cierpieniami Chrystusa?”. Przed śmiercią poprosił czuwającego przy nim współbrata zakonnego, aby poszedł i przeprosił w jego imieniu trędowatych za wszystko, czym ich zasmucił lub skrzywdził. W odpowiedzi chorzy wybuchnęli głośnym płaczem.
2 października 1912 roku Ojciec Beyzym, wycieńczony ponadludzką pracą i surowym trybem życia, umiera. Zapoczątkowane przez Niego dzieło jest obecnie kontynuowane i nadal rozwijane. W kaplicy, którą sam zaprojektował, w ołtarzu głównym znajduje się kopia obrazu Matki Bożej Częstochowskiej, którą Ojciec przywiózł ze sobą na Madagaskar. Obraz oprawiony jest w ramy wyrzeźbione własnoręcznie przez niego. To Czarnej Madonnie Ojciec Beyzym powierzał każdego dnia szpital i przebywających w nim chorych.

O. Czesław H. Tomaszewski SJ

Posted in Bł. Jan Beyzym SJ, Madagaskar, Marana, Misje, Światowy Dzień Trędowatych and tagged , , , , .