WYPRAWA NA UKRAINĘ DO BEYZYMÓW WIELKICH

Pojawiła się myśl, aby odwiedzić rodzinne strony naszego Wielkiego Rodaka, bł. Jana Beyzyma SJ, który idąc za głosem powołania, całe swoje życie poświęcił potrzebującym. Znaczną część życia służył najniesz­częśliwszym z nieszczęśliwych, trędowatym na dalekim Madagaskarze.

PODRÓŻ NA UKRAINĘ

I nadarzyła się sposobność, która pomoże zrealizo­wać ten zamiar. W Greczanach, będących obecnie dziel­nicą miasta Chmielnicki, już od połowy lat 90. ubiegłe­go wieku pracują jezuiccy misjonarze wywodzący się z naszej, tj. krakowskiej prowincji. Prowadzą tam pa­rafię. Wybudowali nowy dom rekolekcyjny, w którym obok regularnych ignacjańskich Ćwiczeń duchowych, sesji i konferencji oraz spotkań dla neokatechumenów, odbywa się katecheza dla dzieci i młodzieży z okolicz­nych miasteczek i wiosek. Opiekę nad tym domem po­wierzono naszemu Wielkiemu Rodakowi, bł. Janowi Beyzymowi, obierając Go za Patrona. Patron i Opie­kun tego duszpasterskiego centrum został wyniesiony do chwały ołtarzy w 2002 r., w Krakowie na Błoniach, przez bł. Jana Pawła II. Ten zacny Obywatel ziemi wo­łyńskiej, który nam dzisiaj patronuje w Niebie, rad jest z pewnością, że w jego ojczystej krainie zakonni współ­bracia, wprawdzie wiek po jego odejściu, ale z dużym zapałem i entuzjazmem poświęcają się dla spraw Ewan­gelii. Głoszą Chrystusa wszystkim spragnionym Dobrej Nowiny o Zbawieniu.

Do duszpasterskiego programu prowadzonej para­fii św. Anny na Greczanach należą wielkopostne reko­lekcje. W tym roku będzie je głosił, jak się dowiedzia­łem, jeden ze współbraci z Krakowa, wykładowca naszej uczelni, Akademii „Ignatianum”, o. dr Stanisław Łucarz SJ. Z Ukrainy przyjedzie po niego br. Jerzy Zadwórny SJ, misjonarz pracujący w Czarnym Ostrowie. Dołączę się więc do nich i pojedziemy razem.

Z Krakowa wyjeżdżamy 23 marca. Jest godz. 11.15. Pięciogodzinna jazda drogą przez Rzeszów, później Przemyśl w kierunku Medyki, na przejście graniczne. Niedługa, dosyć sprawna odprawa graniczna, a później przeszło 4 godziny jazdy przez Tarnopol i Lwów do Gre­czan. Planowałem odwiedzić po drodze Tarnopol, aby znaleźć jakieś ślady po dawnym jezuickim konwikcie, w którym pracował bł. Jan Beyzym. Jednak późna pora uniemożliwiła realizację tego zamiaru.

W TARNOPOLSKIM ZAKŁADZIE NAUKOWO-WYCHOWAWCZYM

Ojciec Jan pracował w tarnopolskim konwikcie, założonym w 1820 r., trzy razy. Po raz pierwszy został wysłany do pracy wśród konwickiej młodzieży w 1878 r. Był to dla niego czas praktyki (stażu) przewidzianej w programie formacji zakonnej. Przez blisko rok peł­nił funkcję wychowawcy młodzieży i prefekta kon­wiktu. Ponownie te same funkcje w tymże konwikcie podjął już jako neoprezbiter. Po przyjęciu z rąk kra­kowskiego biskupa Albina Dunajewskiego święceń ka­płańskich (26 lipca 1881 r.) przez trzy lata (do 1884 r.) pełnił tam obowiązki prefekta. Po raz ostatni funkcje te pełnił w tarnopolskim konwikcie po trzeciej proba­cji (ostatni rok jezuickiej formacji duchowej) w 1885 r., do czasu przeniesienia konwiktu i gimnazjum do Chyrowa, tj. do roku 1886. Ponadto był nauczycielem języka rosyjskiego i francuskiego. Działające w latach 1886-1939 konwikt i gimnazjum w Chyrowie (mała miejscowość obecnie przy granicy polsko-ukraińskiej) kontynuowały tradycje szkoły tarnopolskiej. Dzięki wysokiemu poziomowi nauczania gimnazjum w Chy­rowie stało się szkołą elitarną, której absolwenci łatwo znajdowali miejsce pośród zajmujących w Rzeczypo­spolitej najwyższe stanowiska i piastujących najważ­niejsze urzędy1.

PARAFIA NA GRECZANACH

Po przeszło dziesięciogodzinnej podróży dociera­my do Greczan. Podolska wioska z czasów, kiedy ziemie te należały do Polski. Obecnie jest częścią miasta, które nosi nazwę Chmielnicki na pamiątkę rewolty wznie­conej przez atamana i hetmana kozackiego Bohdana Chmielnickiego. Krótko po godz. 23 tutejszego czasu (w Polsce godz. 22) przyjeżdżamy na miejsce.

Dom parafialny i kościół pw. św. Anny, rozbudowa­ny z cmentarnej kaplicy. Rozbudowy tej dokonano pod koniec lat 80. ubiegłego wieku, jak dowiadujemy się od tutejszych duszpasterzy. Nawet antyreligijny sowiecki reżim, grożący okrutnymi represjami wszystkim, któ­rzy w jakikolwiek sposób zdradzaliby tendencje inne­go myślenia, tj. niezgodnego z ideologią marksistowską, nie przeszkodził temu zamiarowi. Jak widać, już wtedy pojawiła się „mała odwilż” w chylącym się z wolna ku upadkowi systemie. Wcześniej byłoby to niemożliwe, wręcz śmiertelnie niebezpieczne.

Dowody na bandytyzm i wyrachowane okrucień­stwo komunistycznej władzy ludowej wobec wszystkich, którzy chcieli pozostać wierni chrześcijańskiej tradycji i ideałom wyniesionym z rodzinnego domu, znajdują się niemalże wszędzie. Na otaczającym parafialne budow­le cmentarzu, tuż przy głównym wejściu do kościoła, znajduje się mogiła-pomnik około 1000 osób okrutnie w czasach stalinizmu zamordowanych za wiarę. U stóp krzyża marmurowa płyta, a na niej płaskorzeźba przed­stawiająca Pomordowanych wołających do Boga, poni­żej napis: „NIE BÓJCIE SIĘ TYCH, KTÓRZY ZABI­JAJĄ CIAŁO, LECZ DUSZY ZABIĆ NIE MOGĄ (Mt 10, 28). PŁOSKIRÓW, GRECZANY, SZARÓWECZKA, MAĆKOWCE. POMNIK OFIAROM STALINIZMU”.

Nie bójcie się... Oni się nie bali... Nie bali się przy­znać do swojej wiary w Boga, nie bali się modlić do Niego, modlić się na różańcu, mieć przy sobie krzyż czy różaniec bądź inne przedmioty świadczące o ich religijnym pietyzmie. I właśnie za to byli głodzeni, tor­turowani i mordowani.

BESTIALSKIE KOMUNISTYCZNE ZBRODNIE

Zofia Pawłowska wspomina dzieje swojej rodziny mieszkającej w Greczanach. Mówi, że jedynie jej ojciec ocalał „spośród sześciorga rodzeństwa. Zginęli dziadko­wie, zginęły rodziny z dziećmi”. Pani Zofia pisze w swo­im pamiętniku publikowanym przez jej wnuka na stro­nach internetowych: „Już w pierwszym dniu dowiedziałam się o odkry­ciu ogromnej zbiorowej mogiły. Podczas burzenia sta­rych budynków w piwnicach dawnego NKWD odkopa­no cmentarzysko. Jak to się mogło stać, że cała okoliczna ludność oglądała ten zbiorowy grób. Piwnice, w któ­rych od roku 1937 leżały zwłoki pomordowanych, były szczelnie zabetonowane i pokryte smołą. Bez dostępu powietrza ludzkie ciała jeszcze nie były rozłożone.

Kiedy buldożer usunął piętro i zburzył piwnicę, ro­botnicy ujrzeli stosy ciał. Bezmiar zbrodni odsłonięty został w całej swojej grozie. Służby bezpieczeństwa nie były na to przygotowane i już nie były w stanie ukryć tego przed ludźmi. Całe miasteczko zbiegło się, by zoba­czyć tę wielką mogiłę. Niektórzy próbowali szukać bli­skich. Po białej kaszmirowej chuście rozpoznano znaną przodownicę pracy, która w roku 1936 lub 1937 została odznaczona Złotą Gwiazdą za zasługi. Po odbiór me­dalu jeździła osobiście aż do Moskwy. Cóż z tego, osta­tecznie znalazła się między swoimi uśmiercona strza­łem w tył głowy.

Aby opanować sytuację, milicja zamknęła ulicę, a ludzi rozpędzała pałkami i gazem łzawiącym. Duszą­cy zapach gazu i odrażające wyziewy rozkładających się ciał mieszały się ze sobą. Milicja dopiero pod osłoną nocy wywiozła zwłoki w pole za miasto. W tym miej­scu, gdzie znajdowała się zbiorowa mogiła, wybudowa­no duży sklep „Uniwermag”. Byłam w tym sklepie, coś kupowałam, ale w pamięci ciągle miałam wspomnienie wymordowanych ludzi”2.

W HOŁDZIE POMORDOWANYM

Ku czci tych wszystkich Męczenników, pomordo­wanych za wiarę, za przekonania, za posiadanie krzy­ża czy różańca, obok nowo budowanej dzwonnicy po­święcona zostanie kaplica. Z jednej strony wybudowany przed kilku laty dom rekolekcyjny, któremu patronuje bł. Jan Beyzym, oddający swe życie w ofiarnej służbie braciom i siostrom trędowatym. Z drugiej ci wszyscy, najczęściej bezimienni, którzy nie ugięli się nawet pod jarzmem zbrodniczego stalinizmu i pozostali z miłości do Chrystusa, Kościoła i Ojczyzny wierni chrześcijań­skim ideałom, jakie w ich serca zaszczepiały matki. Przy­pominają nam i tym, którzy po nas przyjdą, że nie ma pokoju ani bezpiecznego życia bez ofiarnej miłości. A ta ostatnia okazuje się także niemożliwa bez Boga w sercu, bez wiary w Tego, który jest naszym najlepszym Ojcem i Miłością zarazem – Jedynego Boga.

W POSZUKIWANIU DOMU BEYZYMÓW

Nazajutrz, 24 marca o godz. 9.45, wraz z probosz­czem greczańskiej parafii, o. Henrykiem Dziadoszem SJ udajemy się w kierunku Beyzymów Wielkich, miejsco­wości, gdzie urodził się bł. Jan Beyzym. Jest to nasza pierwsza wyprawa, której towarzyszy myśl, że może uda się nam znaleźć jakąś pozostałość, pamiątkę. Beyzy­my Wielkie, niewielka ukraińska wioska w południowej części Wołynia, nad rzeką Chomorą, zaczyna budzić za­interesowanie nie ze względu na swój urok czy położe­nie, ale na wielkiego urodzonego tam Błogosławione­go. Po przebyciu samochodem ok. 100 km nie najlepszą drogą docieramy na miejsce. Ale gdzie jest posiadłość państwa Beyzymów, może pozostałości (ruiny) dwor­ku, w którym przyszedł na świat ten Wielki Obywatel Wołynia? Może resztki stodoły lub innych zabudowań... Coś, co byłoby jakąś pamiątką. Jadąc przez wioskę po błotnistej, podziurawionej drodze, nic takiego nie daje się zauważyć.

Trzeba będzie zapytać odpowiednio leciwych mieszkańców. Może coś wiedzą, może coś zostało w pa­mięci żyjących w widocznym ubóstwie potomków tych, którzy znali Beyzymów, z nimi rozmawiali, bądź tylko na nich patrzyli z daleka, nieśmiało, jak spogląda się na kogoś wysokiego rodu. Jak na hrabiowską rodzinę przystało, państwo Beyzymowie mieszkali z pewnością w jakimś w miarę okazałym dworku szlacheckim. O taki pewnie trzeba będzie zapytać mieszkańców tej wioski.

Jeden ze spotkanych mieszkańców wskazuje nam kierunek, w którym należy się udać, aby odnaleźć po­szukiwaną posiadłość. Zatem jesteśmy na dobrym tro­pie, przynajmniej coś na ten temat ogólnie wiadomo. Po drodze zauważamy, na ławeczce przy domu, siedzi starsza kobieta. Może mieć ok. 90 lat, a może więcej. O. Henryk zagaja po ukraińsku:

  • Dzień dobry pani. Przyjechaliśmy z Chmielnic­kiego i szukamy domu Beyzymów, takiego szlacheckie­go dworu czy zamku. Może słyszeliście, że taki dwór tu gdzieś stał?

  • A Bóg go tam wie. Nie, nie wiem.

  • Ludzie mówią, że gdzieś tu był, tam na górze?

  • Ach, kiedyś było, że jakieś pany tam żyli, tam na górze, a na dole była woda, staw. Teraz to wszystko to już tylko zarośla. Ja już teraz stara i nigdzie nie chodzę.

  • A ze swego dzieciństwa coś pamiętacie?

  • Co ja mogę wiedzieć, a ja przecież w dwudziestym pierwszym roku się urodziłam.

  • A wspomnienia bliskich?

  • Jeżeli coś mi nawet mówili, to ja już nie pamię­tam. Czy taki dwór tu był? Tak, był tu kiedyś jakiś dwór. Były jego ruiny. Ja z rodzicami chodziłam kiedyś na te rozwaliny. Dach był rozwalony, tylko ściany były i tam uchodźcy mieszkali. Jak miałam 10 lat, to jeszcze były rozwaliny tego pałacu (dworu). Ale tu już nie ma ludzi, którzy by coś powiedzieli. Wszyscy wymarli. Tak sta­rych ludzi już nie ma.

  • Dziękuję pani bardzo za rozmowę.

Idąc dalej, we wskazanym kierunku, gdzie stał ów dwór, spotykamy znów kilka osób przed domem. Wśród nich jest znowu starsza osoba, którą o. Dziadosz zaga­duje po ukraińsku:

  • Dzień dobry pani. Szukamy tu dworu Beyzymów. Podobno tu gdzieś stał. Mówią, że tam, o tam! Wiecie coś o nim?

  • Tak, był tam pański dwór. O tam – pokazuję teraz drogę do niego. O tędy, a potem tam do góry. Przejdzie­cie przez ten rów i tam na górze... Ale tam już kopali, orali i już nic więcej nie ma.

  • Aha, pewnie tam, gdzie jest ta droga.

  • Tak, za jakieś 200 m. Do góry, niedaleko. Może­cie iść tam. Dwór zajmował dużo miejsca, aż do stawu. Ale tam już wierzby zarosły. Tak, a tam na dół, za la­sem, był też staw.

  • Dziękujemy bardzo.

Poszliśmy we skazanym kierunku. Z miejscami błotnistej drogi, gdzie przed kilkoma dniami leżały jesz­cze resztki śniegu, widać wjazd do jakiejś zagrody. To pewnie jakieś gospodarstwo, o czym świadczy scene­ria: wóz do roboczego zaprzęgu konnego, drewniane szopy, ogrodzenie. Tu między dwoma częściami wiej­skiego płotu wyznaczającego przestrzeń dla „wjazdu” na teren posesji była – jak wynikało z relacji – brama wjazdowa do posesji i dworu państwa Beyzymów. Da­lej lekko wznoszący się teren, obecnie zagony uprawne rozparcelowanych między mieszkańców wioski dóbr hrabiostwa Beyzymów. Idąc dalej, widzimy także za­rośla rozciągające się na miejscu, gdzie kiedyś był staw, może także dworskie zabudowania. Ale po szlacheckim dworze i innych zabudowaniach, które z pewnością mu­siały tam kiedyś stać, ani śladu. Jest tylko droga, która zdaniem naszych rozmówczyń prowadziła do hrabiow­skich włości, oraz teren, który zapewne dobrze pamięta wszystko, co było wcześniej, ale czego obecnie ustalić pewnie nie będzie można.

W drodze powrotnej, jeszcze niedaleko samej pose­sji, pytamy ponownie o dwór Beyzymów. W odpowiedzi dowiadujemy się, że istotnie był budynek, stary, znisz­czony. Istniał on jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku. Nawet korzystał z jego ruin miejscowy kołchoz. Później ziemia została rozparcelowana i mieszkańcy wioski do­stali po małym kawałku, po hektarze, po pół hektara. W sumie było chyba 12 hektarów, ale nasz rozmówca nie pamięta dokładnie. „A na wiosnę i w lecie jest tam bardzo pięknie” – powiedział.

Ta krótka, jednodniowa wyprawa w strony Ojca Beyzyma przyniosła niewielki, ale w każdym razie jakiś owoc. Może bardziej osobisty. Utwierdziła nas w prze­konaniu, choć bardziej intuicyjnie, że istotnie muszą to być strony bł. Ojca Beyzyma. Miejsce, gdzie się urodził, gdzie może spędził wczesne dzieciństwo. Świadectw nie ma wiele. Nie ma już hrabiowskiego dworu ani nawet żadnych po nim pozostałości. Tylko miejscowość, któ­rą założył jego przodek: Beyzymy Wielkie. Droga, która może prowadziła kiedyś do dworku i posesji Beyzymów, oraz orne pole, o którym mówią zapytani mieszkańcy, że było miejscem, gdzie kiedyś stał hrabiowski dwo­rek. Nie spotkaliśmy także nikogo, kto mógłby coś kon­kretnego powiedzieć, wskazać jakąś drogę do dalszych poszukiwań.

Wracamy zatem do domu, do Greczan, a później, za kilka dni, po zakończeniu parafialnych wielkopostnych rekolekcji, do Krakowa. Ale jeszcze tu powrócimy, jeśli nie po to, aby szukać historycznych dowodów, to po to, aby się modlić i prosić Ojca Beyzyma o wstawiennictwo za nami u Boga. A może, jak zasugerował o. proboszcz Henryk Dziadosz SJ, byłoby słuszną rzeczą pomyśleć o umieszczeniu, oczywiście za zgodą obecnych właści­cieli tych gruntów, jakiegoś znaku, monumentu, który będzie przypominał wszystkim, że właśnie tu urodził się Wielki Obywatel Wołynia, Posługacz Trędowatych na Madagaskarze, bł. Ojciec Jan Beyzym SJ?

Cz. H. Tomaszewski SJ

1 Na podstawie: Cz. Drążek SJ, Błogosławiony Ojciec Jan Beyzym SJ, Posługacz Trędowatych, Biografia, Wydawnictwo WAM, Kraków 2002, s. 7-35.

2 INTERNET. SALON 24, Niezależne forum publicystów. Zo­fia Pawłowska, Wspomnienie zza Buga 1921-1945.

Posted in Posiadłość Beyzymów, WYPRAWA NA UKRAINĘ and tagged , , , .