Państwa pomoc jest ogromna i niezmiernie ważna dla naszych chorych, zarówno pomoc materialna, w jej różnych formach, jak i duchowa, tj. Wasza modlitwa. Oto kilka świadectw, które niech mi będzie wolno przytoczyć. Widać w nich radość i szczęście płynące z „dawania bez miary i bez oczekiwania na zapłatę”. Starałam się wiernie oddać słowa świadków:
ROGER, 37-letni pacjent, żonaty z Georgine, która nie była chora na trąd. Mają czworo dzieci: „Bardzo cierpiałem na wsi. W wieku 13 lat straciłem oboje rodziców. Byłem już wtedy chory na trąd. Wiele dobra otrzymałem w Maranie, czuję się jak człowiek uratowany, żyjemy po chrześcijańsku. Pracuję obecnie w ośrodku dla trędowatych jako szewc. Pracuję dla chorych. «Byłem zgubiony i odnalazłam się» dzięki opiece, jaką otrzymałem w Maranie, i dzięki dobroczyńcom, których zaczynam poznawać od czasu, gdy zostałem wyleczony i mogę obecnie pracować wraz z siostrami w Maranie. Żyję nowym życiem z rodziną, siostrami i innymi chorymi na trąd, którzy są tu leczeni. Dziękuję siostrom i wszystkim współpracownikom, którzy z nimi tu pracują: 40-letnim bliźniaczkom Marodimby i Marofara, od trzech lat leczonym. Mają one przy sobie odpowiednio troje i dwoje dzieci, z których dwoje jest chorych na trąd”.
MARODIMBY: „Obie z siostrą byłyśmy chore. Zastanawiałyśmy się, dlaczego to nieszczęście dotknęło nas. Nas i nasze dzieci. Dlaczego to nas spotkało?… Płakałam, aż straciłam głos. Cierpiałyśmy z powodu postaw niektórych członków naszej rodziny, sąsiadów i znajomych. Nikt nas już nie odwiedzał, ludzie unikali naszego towarzystwa. Byłyśmy smutne i zniechęcone, unikano spotkania z nami!
Po przyjeździe do ośrodka byłam bardzo zadowolona z przyjęcia sióstr. Mówiłam sobie: «Bóg istnieje, dziękuję Ci, mój Boże». Jesteśmy zadowolone, jesteśmy szczęśliwe, nasze dzieci chodzą do szkoły z innymi dziećmi… Mamy nowe życie. Cieszymy się, że możemy mieszkać z innymi, że możemy pracować. Dziękujemy siostrom, lekarzom i innym osobom, które nam pomogły, zwłaszcza osobie, która nas tu przywiozła. Mamy nadzieję, że pewnego dnia wrócimy do naszej wioski i zamieszkamy tam jak inni”.
Wkrótce Marofara wróci do wioski, aby wybrać akt urodzenia potrzebny do wyrobienia dowodu osobistego.
FLORINE, chora na trąd. Bardzo oddana chrześcijanka. Ma 46 lat: „Chorowałam przez rok, odkąd odkryto we mnie trąd. Byłam wtedy leczona w szpitalu, ale nie było żadnej poprawy. Skierowano mnie więc do Fianarantsoa do ośrodka w Maranie. Tu poczułam ulgę. Z wielką radością mogę powiedzieć, że czuję się teraz znacznie lepiej. Sposób leczenia także mi odpowiada, nie tylko jeśli chodzi o otrzymywane leki, ale także dlatego, że tutaj dba się zarówno o ciało, jak i o duszę człowieka.
ESTELLE, 19 lat, córka dwojga byłych pacjentów Marany. Tak opowiada: „Wychowałam się w schronisku dla trędowatych. Teraz zastanawiam się, czy gdyby nie było tego schroniska, miałabym to wszystko, co mam dzisiaj. Otrzymałam wychowanie religijne, mogłam się kształcić i zdobyć maturę. Dziękuję siostrom i wszystkim, którzy pomagają i wspomagają materialnie ten ośrodek, aby mógł nadal funkcjonować. Dziękuję wszystkim dobroczyńcom tu i poza Madagaskarem”.
Estelle rozpoczęła tutaj naukę ze swoją mamą, która jest wychowawczynią w naszym przedszkolu funkcjonującym u nas do dziś.
LANTO, od czterech lat pracuje jako pomoc pielęgniarska: „Dla mnie ośrodek dla trędowatych w Maranie jest szczególny w porównaniu z tymi, które znam; chorzy mają tu ciągłą, troskliwą opiekę. Siostry pielęgniarki są zawsze obecne. Opieka, pielęgnacja, a także edukacja chorych obejmuje wszystkie poziomy życia: społeczny, moralny i duchowy. Najbardziej cieszy mnie, kiedy widzę wszystkich, nawet tych, którzy cierpią, że jednak są szczęśliwi, czują się akceptowani i kochani jak wszyscy. Dzielenie się radością poprzez słowa i codzienne drobne gesty są częścią opieki. Jesteśmy tutaj, aby leczyć nie tylko rany zewnętrzne, ale także zranienia wewnętrzne. Musimy uważać, aby nie powodować czy przysparzać ran wewnętrznych. Widzę, jak siostry w Maranie starają się, aby chorzy mogli odzyskać zdrowie, dobre samopoczucie i cieszyć się swoimi prawami jak wszyscy inni”.
RASOLONIRINA, 55 lat, pszczelarz: „Pracuję w Maranie od trzech lat jako pszczelarz. Doceniam służbę, którą siostry pełnią wobec chorych na trąd. Widzę znaczenie pracy tych sióstr ze Zgromadzenia św. Józefa z Cluny, które przyjmują, kształcą i pielęgnują chorych. Ci chorzy są najczęściej odrzucani przez społeczeństwo, a nawet także przez własne rodziny. Siostry zapewniają im bezpłatną opiekę. Dziękując w tym miejscu siostrom za ich trud i poświęcenie, dziękuję również wszystkim Dobroczyńcom, którzy z nimi współpracują, i tym, którzy ofiarują swoje oszczędności, aby pomóc biednym chorym ludziom. Ja także czuję się częścią tego charytatywnego dzieła, pracując tutaj… Zdając sobie sprawę, że ich zadanie nie jest łatwe, z powodu różnego stanu zdrowia tych wszystkich, którzy tu przyjeżdżają z wielu zakątków Madagaskaru. Dziękuję bardzo wszystkim drogim Darczyńcom za ich wspaniałomyślne wspieranie nas”.
FLORENTIN, 21 lat, oboje rodzice chorowali na trąd, tak opisuje swoje wrażenia: „Do Marany wróciłam w 2011 roku wraz z moimi dwiema siostrami po śmierci naszej mamy. Właśnie zdałam maturę. Istnienie tego miejsca uważam za wielkie błogosławieństwo. Mogłam chodzić do szkoły, uczęszczać na katechezę. Otrzymałam tu wychowanie chrześcijańskie i nauczyłam się, jak prawdziwie żyć po chrześcijańsku. Dziękuję wszystkim osobom, które mi pomogły bezpośrednio lub pośrednio”.
Florentin chciałaby studiować medycynę.
SIOSTRA ODETTE, od 2015 roku przełożona wspólnoty sióstr w Maranie: „Co mogę powiedzieć o Maranie? Obecność w Maranie sióstr św. Józefa z Cluny trwa już od pewnego czasu. W tym roku [2021] mija 110 lat istnienia szpitala w Maranie, wybudowanego w 1911 roku przez bł. o. Jana Beyzyma SJ”.
Opiekę nad trędowatymi sprawowali ojcowie jezuici już od początku istnienia misji w Fianarantsoa. Jest to ważna misja naszej diecezji. Diecezja Fianarantsoa będzie obchodziła [w tym roku] 150. rocznicę przybycia pierwszych katolickich misjonarzy. Od czasu przybycia pierwszych misjonarzy diecezja zwraca szczególną uwagę na trędowatych. Dwie kongregacje, ojcowie jezuici oraz siostry św. Józefa z Cluny, byli do ich dyspozycji.
S. Sabine Ramasinoro SCJ