DECYZJA BUDOWY
Już piąty rok jestem kapelanem szpitala dla chorych na trąd w Maranie. Kiedy w 2022 roku wezwał mnie „na dywanik” mój przełożony, pomyślałem, że pewnie chce mnie odwołać z tego stanowiska i przenieść do pracy w inne miejsce. Zasmuciło mnie to, bo – mimo że praca w Maranie do łatwych nie należy – pokochałem to miejsce i chorych powierzonych mojej opiece. Na tę rozmowę szedłem więc – jak to się mówi – podszyty strachem. Przełożony nie wręczył mi jednak decyzji o przeniesieniu, ale inny dokument, na mocy którego uczynił mnie odpowiedzialnym za budowę sanktuarium bł. Jana Beyzyma. W czasie rozmowy dowiedziałem się, że zarówno on, jak i arcybiskup z Fianarantsoa o tym sanktuarium od dawna myślą, a to dlatego, by kult bł. Ojca Jana Beyzyma, naszego wielkiego Rodaka, mógł być jeszcze mocniej szerzony.
PIELGRZYMKA DO AMBAHIVORAKA
Na Madagaskarze ten nasz wielki Rodak jest znany i pamięć o nim trwa nie tylko w Maranie. Świadczą o tym choćby coraz liczniejsi pielgrzymi zdążający do Marany z różnych stron Czerwonej Wyspy, a także turyści zagraniczni, którzy na szlaku swoich wędrówek nie omijają Marany. Od trzech lat, w maju, organizujemy pielgrzymki do Ambahivoraka, gdzie bł. Ojciec Jan rozpoczynał swoją posługę na Madagaskarze. Na ruinach istniejącego tam kiedyś leprozorium odprawiana jest Msza św., a potem – za wstawiennictwem bł. Ojca Beyzyma – modlimy się za wszystkich chorych, zwłaszcza za dotkniętych trądem. Te pielgrzymki są coraz liczniejsze. W ostatniej uczestniczył nuncjusz apostolski na Madagaskarze, abp Tomasz Grysa. Każdego roku w Maranie uroczyście obchodzimy przypadające 12 października wspomnienie bł. Jana Beyzyma, naszego patrona i budowniczego szpitala. Z tej okazji mamy wielu gości, zarówno osób duchownych, jak i świeckich.
KULT BŁ. OJCA JANA I JEGO WYZWANIA
Wydrukowaliśmy i rozprowadzamy piękne obrazki z podobizną bł. Jana Beyzyma i modlitwą o jego kanonizację. Na specjalne okazje przygotowujemy też koszulki z podobizną Ojca Jana i logo szpitala w Maranie. To cieszy, że Malgasze pamiętają o nim i przybywają często do jego grobu, by modlić się tutaj w różnych intencjach. Szpitalna kaplica, gdzie spoczywają doczesne szczątki Ojca Jana, jest mała i niewiele osób się w niej zmieści. Nie mówiłem o tym głośno, ale marzyło mi się już od dawna, by właśnie w Maranie wybudować nowy, większy kościół. To były jednak tylko moje marzenia. Nie przypuszczałem nawet, że kiedykolwiek mogą się spełnić.
Gdy mój przełożony wręczył mi pismo, w którym wyraźnie zostało napisane, że jestem odpowiedzialny za wybudowanie sanktuarium bł. Jana Beyzyma w Maranie, poczułem radość, ale też ciężar odpowiedzialności za wykonanie tego zadania. Radość, bo to sanktuarium byłoby pierwszym na świecie noszącym wezwanie bł. Jana Beyzyma, miejscem, w którym poprzez posługę naszego Rodaka objawiła się Boża miłość i miłosierdzie i gdzie ludzie na co dzień nadal wypraszają wiele łask. Ta radość trochę zbladła, kiedy pomyślałem o tym, jak wielkie i trudne zadanie mnie czeka.
SAM OJCIEC JAN SPIESZY Z POMOCĄ
Wybudować sanktuarium to nie problem, ale potrzebne są na to środki i to wcale nie małe. Skąd je wziąć? Malgasze nie pomogą, bo są bardziej biedni niż przysłowiowa mysz kościelna. Długo nad tym myślałem i już byłem zdecydowany powiedzieć mojemu przełożonemu, że nie podejmę się tego zadania. Z pomocą przyszedł mi Ojciec Jan Beyzym. Kiedy pomyślałem o tym, jak wiele trudów musiał pokonać, by wybudować szpital w Maranie, zawstydziłem się i powiedziałem: „Dobrze. Zrobię wszystko, żeby to sanktuarium powstało”. Ojciec Jan nie miał grosza przy duszy, a jednak podjął się tak trudnej i wielkiej pracy, bo zależało mu na tym, żeby chorym na trąd stworzyć godne warunki do życia i leczenia. Prosił o datki Polaków – tych w kraju i tych rozsianych po świecie. Zbierał grosz do grosza i udało się. Matce Najświętszej zawierzył to dzieło i – jak mawiał – to Ona ten szpital wybudowała i przeprowadziła go przez najtrudniejsze chwile. Ja również – za przykładem bł. Ojca Jana – Matce Bożej Częstochowskiej zawierzyłem wszystko i codziennie modlę się przed Jej obrazem w naszej szpitalnej kaplicy. Modlą się ze mną także chorzy, bo od kiedy dowiedzieli się o budowie sanktuarium, bardzo pragną, by ono powstało.
PRZYGOTOWANIA DO BUDOWY
Do rozpoczęcia budowy jeszcze daleko. Choć dzięki ofiarodawcom z Polski udało się zgromadzić już pewną sumę, to wciąż jeszcze daleko do pełnej kwoty potrzebnej na tę budowę. Nie siedzę jednak bezczynnie i na razie robię to, co mogę. Mamy już gotowy projekt sanktuarium. Przygotowuję również plac pod jego budowę. Ponieważ na terenie szpitala nie ma zbyt wiele miejsca, postanowiłem, że sanktuarium będzie budowane za szpitalnymi murami (około 200 m od szpitala), w miejscu, gdzie stoi niewielki domek, w którym mieszkał Ojciec Jan Beyzym, zanim wybudował szpital. Ten domek jest w bardzo dobrym stanie i poprosiłem architekta, by „wpisał” go jakoś w plany sanktuarium. W tym właśnie domku zrobilibyśmy muzeum bł. Ojca Jana – takie z prawdziwego zdarzenia. Zarówno domek, jak też szpital wybudowane zostały na stoku góry, a to dlatego, że w pobliżu znajdowało się źródło wody. Ten stok wygląda pięknie, ale trzeba go trochę „wyrównać”, by zrobić miejsce pod budowę. I znowu przypomniało mi się, że i Ojciec Jan musiał skuwać skałę, bo na pochyłym stoku budować się przecież nie da. Z wielkim trudem, ale udało mu się to zrobić i w ten sposób uzyskać płaski teren pod budowę szpitala.
Wokół domku Ojca Beyzyma jest pagórek porośnięty lasem. Na szczęście nie jest to skała, ale i tak trzeba zerwać ziemię na około 40 m – pod sanktuarium i jeszcze 20 m pod budowę amfiteatru, który będzie służył wszystkim tym, którzy nie pomieszczą się w kościele (oczywiście zaplanujemy też stały ołtarz polowy). Cztery lata temu mieliśmy w Maranie pielgrzymkę dzieci i młodzieży z całej diecezji (z ruchu eucharystycznego). Przybyło ich ponad 3,5 tysiąca. Msza św. odprawiana była wtedy na placu przy szpitalu, ale i tak było bardzo tłoczno. Sanktuarium, które planujemy, nie będzie ogromne (ot, taki trochę większy kościółek), więc w przypadku tak licznych pielgrzymek na pewno nie pomieści wszystkich wiernych i wtedy amfiteatr będzie doskonałym rozwiązaniem.
OCZYSZCZANIE I NIWELOWANIE TERENU
Prace rozpoczęliśmy już w ubiegłym roku. Najpierw wycięliśmy drzewa rosnące na pagórku. Pozyskane w ten sposób drewno na razie się suszy. W przyszłości potniemy je na deski i zrobimy z nich ławki i inne przedmioty potrzebne do wnętrza kościoła. Następnie przystąpiliśmy do zrywania ziemi. Moglibyśmy zrobić to szybko, ale nie stać nas na opłacenie specjalistów od takich prac i maszyny. Zatrudniamy więc ludzi, którzy zrobią to ręcznie i za mniejsze pieniądze. Są chętni, bo to ludzie bardzo biedni i dzięki tej pracy mogą zarobić na utrzymanie swoich rodzin, na przysłowiowy worek ryżu i nie tylko. Poza tym podjęli się również skuwania skał granitowych znajdujących się w pobliżu. Po rozłupaniu wielkich granitowych bloków kawałki skały dzielą na mniejsze kostki, ociosują je i w ten sposób będziemy mieli sporo materiału na potrzeby przyszłej budowy. Tych kostek będzie można użyć do budowy fundamentów, wyłożyć nimi plac wokół sanktuarium, wykorzystać przy tworzeniu amfiteatru bądź też wybudować z nich drogę. Choć to praca bardzo ciężka, ludzie są zadowoleni, bo oprócz zapłaty dostają również codzienne wyżywienie.
Prace, jako że wykonywane są ręcznie, bez użycia maszyn, postępują bardzo powoli, ale już widać rezultaty. Plac wokół domku Ojca Beyzyma jest coraz większy i mam nadzieję, że wkrótce będzie już całkowicie przygotowany pod budowę.
BARDZO LICZYMY NA POMOC RODAKÓW
Kiedy ruszymy z budową sanktuarium? Tego jeszcze nie wiem. Z pieniędzy, które udało nam się do tej pory zgromadzić, opłacamy ludzi pracujących przy oczyszczaniu i niwelowaniu terenu oraz przy skuwaniu skał. Zapłaciliśmy też architektowi za wykonanie projektu. Modlimy się i dziękujemy Panu Bogu za każdy grosz wpływający na konto budowy. Wiemy, że ludziom w Polsce nie jest łatwo, bo kryzys ekonomiczny, bo wojna za wschodnią granicą i trzeba pomagać milionom uchodźców z Ukrainy, że każdy ma mniejsze lub większe problemy finansowe, ale wiemy też, że na rodaków zawsze możemy liczyć. Przekonał się o tym sam Ojciec Beyzym, bo kiedy budował szpital, sytuacja w Polsce również była bardzo trudna (kraj był pod zaborami, panowała wielka bieda, zdarzały się klęski żywiołowe itd.). Jednak Polacy, którzy mają wielkie serca, wsparli to wielkie dzieło i służy ono do dziś ludziom najbiedniejszym z biednych.
Mam i ja nadzieję, że moi rodacy wesprą to dzieło, którego się podjąłem. Mam tego dowody na co dzień. Na przykład w mojej rodzinnej parafii (Paszynie) w tym roku odbył się Orszak Trzech Króli, podczas którego zebrano dość znaczną sumę na sanktuarium. Za to „kolędowanie na Maranę” jestem i będę zawsze wdzięczny. Takich przykładów hojności nie brakuje. Dużą pomoc otrzymaliśmy z Ośrodka Milenijnego w Chicago. Mieszkający w tym mieście Polacy zawsze okazują nam wielkie serce. I tym razem – modlitwą i ofiarą – wspierają dzieło powstającego w Maranie sanktuarium. Jest też wiele osób, które anonimowo wpłaciły pieniądze (często dość duże sumy) na konto budowy.=
NASZĄ WDZIĘCZNOŚĆ CHCEMY SKŁADAĆ U STOP MARYI
Wiem, że nic nie rodzi się bez bólu, że wielkie dzieła powstają w trudzie. A sanktuarium to wielkie i potrzebne dzieło, więc tego trudu i bólu na pewno będzie wiele. Jeśli jednak Pan Bóg zechce, by to sanktuarium powstało, to ono będzie. Wierzę w to mocno i wierzę w pomoc i opiekę Matki Najświętszej. Ona tu, w Maranie, jest naszą Królową i Matką. Dlatego w Jej dobre dłonie wszystko oddajemy i wierzymy, że może za rok, dwa, trzy będziemy mogli rozpocząć budowę sanktuarium.
Marana jest miejscem wielu cudów. Tak było jeszcze za życia bł. Jana Beyzyma, tak jest teraz. I tak będzie zawsze, bo to sam Pan Bóg wybrał to miejsce, by właśnie tutaj okazywać ludziom swoją miłość i niezmierzone miłosierdzie.
Dziękując wszystkim, którzy już złożyli przysłowiową cegiełkę na nasze sanktuarium, chcę zapewnić o naszej wdzięczności i codziennej modlitwie za wszystkich darczyńców. Każdego dnia o godz. 16.00 lokalnego czasu w szpitalnej kaplicy odmawiamy różaniec w intencji tych, którzy wspierają nasz szpital oraz budowę sanktuarium. Natomiast w każdą pierwszą niedzielę miesiąca odprawiana jest za nich Msza święta.
Z całego serca raz jeszcze dziękuję za każdą, najdrobniejszą nawet ofiarę – „cegiełkę” na budowę, a także za modlitewne wsparcie, które tak bardzo jest mi potrzebne w mojej misyjnej pracy na dalekim Madagaskarze.
Bóg zapłać.
O. Jozef Pawłowski SJ,
kapelan szpitala w Maranie