Tananariwa. Luty, 1899.
Mówiłem niedawno z ks. superiorem o moim schronisku i wytłumaczyłem mu, że tak dalej iść nie może, bo to do niczego niepodobne (przeniosłem się na mieszkanie do schroniska w połowie lutego 1899 r., a na Matkę Boską Gromniczną miałem tam pierwszy raz mszę św.). Po dziś dzień biedni chorzy żyją w barakach w nędzy, póki który nie umrze, jak to Ojcu w przeszłym liście opisałem. Bardzo mało tu misjonarzy i dlatego nie mógł żaden z ojców oddać się zupełnie trędowatym, ale teraz ja jestem wyłącznie dla nich, więc też myślę na serio wziąć się do rzeczy. Zarażę się ja trądem i umrę, to Matka Boska da drugiego Polaka i jakoś to pójdzie. Powiedziałem ks. superiorowi, że niezbędny szpital, a nie takie jaskinie jak teraz; potrzeba doktora i Sióstr Miłosierdzia lub innych zakonnic itp. Że misja uboga (żyjemy li tylko z jałmużny) to nic; ani św. Ignacy, ani św. Teresa milionów nie mieli, a mimo to co domów pozakładali. Chyrów jak powstał! a ks. Wehinger jak radzi? Możemy i my, ufając miłosierdziu Bożemu, pomyśleć o szpitalu. Koniec końcem, rozmowa skończyła się na tym, że ks. superior powiedział: „Jak dostaniesz pieniądze, to dobrze, budujmy”. Całą sprawę oddałem, rozumie się, w ręce Matki Najświętszej; do św. ojca Ignacego, do św. Teresy i do św. Franciszka Ksawerego co dzień się modlę, żeby się za mną wstawiali do Matki Najświętszej, i mam nadzieję, że po kilku latach, jak Bóg pozwoli, stanie szpital, w którym moi nieszczęśliwi będą mogli rozłożyć się jak ludzie.
Choć rozmawiam z moimi biedakami przez tłumacza (jeden z nich coś rozumie po francusku, tyle co ja po szwabsku, i on jest tłumaczem), bo jeszcze ich języka nie umiem, ale mieszkam między nimi, żeby biedacy mieli mszę świętą i ratunek w razie konania. I ja przy tym korzystam, bo prędzej nauczę się po malgasku, nie słysząc innego języka, i przy tym roboty nieco prędzej idą, gdyż, jak Ojcu wiadomo, „pańskie oko konia tuczy”. Choć mnie nie rozumieją najęci do roboty krajowcy, mimo to oglądają się na mnie, bo na migi coś przecież wyrazić i zrozumieć się potrafimy. A że oni są zupełnie zdrowi, więc nie bardzo im folguję, bo chodzi mi o to, żeby moi chorzy byli prędzej zabezpieczeni od niepogody itp.
Parę dni temu drugi raz chwyciła mnie febra, znowu gorączka, znowu kilka dni łóżka. Czasu mi szkoda, to prawda, ale pocieszam się tym, że taka wola Boża. Bardzo chętnie pisuję do kraju, bo tyle mego, gdyż tu nigdzie słowa polskiego nie słyszę.