Prawdę mówiąc, ojciec Jan Beyzym, jezuita, misjonarz i Apostoł trędowatych na Madagaskarze nie jest bardzo znany ogółowi społeczeństwa, nawet w Kościele katolickim. Jego kult jest za mało propagowany, a Malgasze zapytani o ojca Beyzyma często stwierdzają: „Nie słyszeliśmy o takim”. W języku malgaskim jest co prawda kilka broszurek czy książek poświęconych mu, ale nie jest tego za wiele.
Jan Beyzym i jego czarne pisklęta
Dzieło opieki nad trędowatymi ojciec Jan Beyzym rozpoczął już w leprozorium w Ambohivoraka (istniejącym od 1872 roku) koło Antananarivo, gdzie zaraz po przybyciu na Madagaskar (30 grudnia 1898 roku) został skierowany przez przełożonych. W 2012 roku, z okazji setnej rocznicy śmierci bł. Jana Beyzyma, uwieczniliśmy to wydarzenie stelą, pomnikiem, a w uroczystościach wziął udział były przełożony Krakowskiej Prowincji Towarzystwa Jezusowego o. Wojciech Ziółek, Honorowy Konsul Polski w Antananarivo pan Zbigniew Kasprzyk wraz z małżonką panią Beatą Kasprzyk oraz polscy misjonarze, w tym dwóch jezuitów: o. Józef Pawłowski i o. Tadeusz Kasperczyk.
Pragnienie realnej pomocy trędowatym ojciec Beyzym w pełni w czyn zamienił dopiero w wybudowanym przez siebie szpitalu w Maranie. Istniejącą na zboczu góry Kianjasoa (czyt. Kiandzaszua) maleńką osadę dla trędowatych przemienił w nowoczesny jak na owe czasy szpital. Wcześniej, do 1902 roku, do momentu przybycia tam ojca Beyzyma, trędowatymi – jak mógł – opiekował się br. Aleksy Dursap SJ. Jednak to dopiero ojciec Beyzym zapewnił chorym na trąd, których czule nazywał „czarnymi pisklętami”, konieczną opiekę zarówno pielęgnacyjną, jak i duchową. Swoich podopiecznych powierzył Najświętszej Pani, Czarnej Madonnie z Częstochowy, której wizerunek przywiózł na Madagaskar z Krakowa. Króluje Ona teraz wśród jego „czarnych piskląt”, którzy lgną do Niej jak do swojej Matki, prosząc o pomoc, opiekę, o potrzebne łaski. Kaplica wybudowana przez ojca Beyzyma, w której umieścił przywieziony przez siebie wizerunek Jasnogórskiej Pani, jest obecnie jego sanktuarium.
Wspomnienie sprzed 40 lat
Co mnie skłoniło do włączenia się w propagowanie kultu bł. Jana Beyzyma, w szerzenie go na Czerwonej Wyspie? Otóż jeszcze jako kleryk w Polsce, myślący już o wyjeździe na misje, przeczytałem książkę „Ojczyzna z wyboru” autorstwa Teresy Weyssenhoff (wyd. 1966 r.), opowiadającą o Janie Beyzymie, i to ona stała się dla mnie duchowym dopingiem do powzięcia decyzji, że to właśnie Madagaskar będzie moją misją. Będąc na kursie języka malgaskiego w Ambositra, mieszkając w dawnej rezydencji jezuitów, 24 czerwca 1979 roku wraz z nieżyjącym już polskim orionistą ks. Janem Osmalkiem oraz panem Ryszardem Misiem rodem z Będzina, legionistą ożenionym z Malgaszką (po śmierci pochowanym we Fandriana na Madagaskarze), pojechałem do Marany. Tam razem odwiedziliśmy grób ojca Jana Beyzyma, spoczywającego wśród swoich „czarnych piskląt”. W kaplicy odprawiliśmy Mszę św., używając kielicha i pateny ojca Beyzyma. A później jeszcze wiele razy okazyjnie czy pielgrzymkowo zajeżdżałem do Marany.
To moje wspomnienia sprzed 40 lat. Obecnie od dwóch lat pracuję na północy wyspy, 600 km od stolicy Antananarivo, w diecezji Port-Bergé. Jestem m.in. kapelanem miejscowego szpitala, a mojej kapelanii nadałem patronat bł. Jana Beyzyma. Posługuję także w więzieniu, w którym obecnie przebywa 205 więźniów (w tym 10 kobiet i 30 małoletnich), propaguję kult Bożego Miłosierdzia, jednocześnie pomagam tutejszemu proboszczowi w parafii pw. Serca Jezusowego. Właśnie na terenie naszej parafii, w odległości ponad 2 km, jest wioska trędowatych. Była tam kaplica, która w 2010 roku została zmieciona przez cyklon i do dziś nie udało się jej odbudować. A w głowie misjonarza rodzi się wiele pomysłów…
O jednym z nich pragnę napisać....
ks. Henryk Sawarski